Newsletter

Zapisz się na nasz newsletter, aby otrzymywać informacje o nowościach i aktualnych promocjach.

Obniżka! Cywilizacja nr 12 'O prawo godziwe' Zobacz większe

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"

Czym jest prawo? Jakie są podstawy jego zaistnienia i obowiązywalności? Co jest kryterium odróżnienia prawa do bezprawia, sprawiedliwości odniesprawiedliwości? Pytania te wyznaczają obszar refleksji Autorów dwunastego numeru „Cywilizacji". Współczesne zawirowania w dziedzinie praktyki prawa ujawniają głębokie niezrozumienie tego, czym było prawo w tradycji polskiej myśli politycznej i prawnej. Zostało w szczególności zagubione rozumienie celu istnienia prawa, jakim jest dobro wspólne. Tymczasem rezygnacja z dobra wspólnego uderza w fundamenty obowiązywalności prawa i doprowadza do jego instrumentalizacji. Autorzy „Cywilizacji" przypominają zatem o bytowych i aksjologicznych granicach prawa stanowionego, i jego celu, jakim jest dobro wspólne. W numerze piszą m.in.: o. Mieczysław A. Krąpiec OP O rozumienie prawa, Paweł Skrzydlewski Prawo w cywilizacji łacińskiej, P. Czarnek, Jan Budzyński Komunia Święta: „na rękę” czy do ust?

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"ISSN 1643-3637-12, Fundacja Servire Veritati. Instytut Edukacji Narodowej, Lublin 2005, ss. 256, B5, miękka oprawa

Wysyłka w przeciągu 1-5 dni roboczych

Więcej szczegółów

5,00 zł

-16,00 zł

21,00 zł

Dodaj do listy życzeń

Więcej informacji

Czym jest prawo? Jakie są podstawy jego zaistnienia i obowiązywalności? Co jest kryterium odróżnienia prawa do bezprawia, sprawiedliwości od niesprawiedliwości? Pytania te wyznaczają obszar refleksji Autorów dwunastego numeru „Cywilizacji". Współczesne zawirowania w dziedzinie praktyki prawa ujawniają głębokie niezrozumienie tego, czym było prawo w tradycji polskiej myśli politycznej i prawnej. Zostało w szczególności zagubione rozumienie celu istnienia prawa, jakim jest dobro wspólne. Tymczasem rezygnacja z dobra wspólnego uderza w fundamenty obowiązywalności prawa i doprowadza do jego instrumentalizacji. Autorzy „Cywilizacji" przypominają zatem o bytowych i aksjologicznych granicach prawa stanowionego, i jego celu, jakim jest dobro wspólne. W numerze piszą m.in.: o. Mieczysław A. Krąpiec OP O rozumienie prawa, Paweł Skrzydlewski Prawo w cywilizacji łacińskiej, P. Czarnek, Jan Budzyński Komunia Święta: „na rękę” czy do ust?

Spis treści

 

Katarzyna Stępień O prawo godziwe

 

Myśl CYWILIZACJI

 

o. Mieczysław A. Krąpiec OP O rozumienie prawa

 

Służyć PRAWDZIE

 

ks. Paweł Tarasiewicz Prawo a naród

Paweł Skrzydlewski Prawo w cywilizacji łacińskiej

Piotr S. Mazur O „spodleniu” demokracji

Tomasz Banach Rzymski ideał prawa w katolickim państwie narodu polskiego

Marek Dobrowolski Prawo ustrojowe w okresie przemian – okrągły stół a współczesne patologie życia publicznego

Spełniać DOBRO

 

Dariusz Dudek Odpowiedzialność odszkodowawcza państwa – podstawy prawne i wątpliwości etyczne

Przemysław Czarnek Tożsamość prawna III Rzeczypospolitej Polskiej, czyli kilka refleksji nad ciągłością państwa i prawa

Kazimierz Ostaszewski Prawo własności prywatnej

Aneta Gajewska Ustrojowe podstawy wymiaru sprawiedliwości w II Rzeczypospolitej Polskiej Ilona Grądzka Parlament polski a Unia Europejska

Joanna Taczkowska-Olszewska Prawo do informacji publicznej

Grzegorz Kucharczyk Problem wolności narodowej w okresie rozbiorów

Teresa Mazur Wiosna

 

WIARA poszukująca zrozumienia

 

br. Marek Urbaniak FSC Najwyższe prawo – przykazanie miłości. Męczennicy miłosierdzia

Jan Budzyński Komunia Święta: „na rękę” czy do ust?

 

Cywilizacyjne ROZMAITOŚCI

 

Sławomir Skiba, Leonard Przybysz Walka o moralne podstawy prawa na przykładzie Francji

Odsłony politycznej poprawności („Opcja na prawo” nr 1/2005)

Różne odcienie ortodoksji? („Christianitas” nr 19/20/2005)

O prawdę historyczną („Myśl Polska” nr 5/2005)

 

Z życia INSTYTUTU EDUKACJI NARODOWEJ

 

Piotr R. Mazur Żywa idea – o konferencji poświęconej Romanowi Dmowskiemu

Piotr R. Mazur Nacjonalizm a religia

Halina Grzelakowska Spotkanie opłatkowe uczestników Studium Edukacji Narodowej w Gdańsku

 

Krzysztof Piekarewicz Człowiek we współczesnym świecie

 

RECENZJE

 

 

Piotr R. Mazur Skarby dziecięcej literatury odkryte na nowo (Seria wydawnicza „Biblioteka Młodego Polaka”)

Piotr R. Mazur Wielki spór wielkich ludzi (Teodor Jeske-Choiński, Tiara i korona)

 

Jan Budzyński

Komunia Święta: „na rękę” czy do ust?

W ostatnich tygodniach jesteśmy świadkami niemałego zamieszania wywołanego decyzją kilku arcybiskupów, którzy postanowili wprowadzić w swoich diecezjach Komunię Świętą „na rękę”. Niektórzy katolicy w ogóle nie spodziewali się tego, inni byli przekonani, że to musi nastąpić, ale nie wcześniej niż za 10-15 lat. Byli też tacy, którzy od dawna przepowiadali, że „to zaraz się stanie” z czego wynika, że powinno nastąpić już wcześniej. Jedni „aktywnie wyczekiwali” tego (malutka garstka), inni przestrzegali przed taką ewentualnością (malutka garstka), jeszcze inni byli wobec niej obojętni (duża część). Byli wreszcie tacy, którzy o całym problemie nie mieli pojęcia, lub jedynie coś im się „obiło o uszy” i potraktowali rzecz jak wiadomość o gradobiciu w Ułan Bator (większość). Bez względu na to, kto okazał się bardziej przewidujący, kto się rozradował, a kto zasmucił, zaistniała obecnie sytuacja wymaga, ze względu na wielką wagę problemu, szerszego komentarza.

Zwolennicy praktyki udzielania Komunii Świętej „na rękę” dla poparcia swoich przekonań wskazują zwykle na obrzędy starożytności chrześcijańskiej lub/i na fakt upowszechniania się jej w Kościele po Soborze Watykańskim II jako rzekomo równoprawnej formy komunikowania. W pierwszym przypadku, jeżeli w ogóle odwołują się do jakiegoś przykładu, cytują zwykle fragment katechezy mistagogicznej św. Cyryla Jerozolimskiego, który szczegółowo opisuje obrzęd spożywania Ciała Pańskiego przez chrześcijanina. Jest to jednak przykład błędny. Po pierwsze, nawet przy powierzchownej analizie widać różnicę między tym, co opisuje wspomniany Ojciec Kościoła, a praktyką, którą lansuje się współcześnie. Wierny miał przyjmować Chleb Życia na prawą rękę, a nie na lewą. Pozornie wydaje się, że to szczegół. Należy jednak zwrócić uwagę, że Biskup Świętego Miasta nic nie pisze o tym, aby wziąć Corpus Christi drugą ręką i samemu włożyć sobie do ust. Zresztą, z racji kulturowych i liturgicznych jest nieprawdopodobne, by wykonywano taki gest lewą ręką[1]. A tylko tak byłoby to możliwe, skoro na prawej spoczywało Ciało Pańskie. Stąd wniosek, że przyjmowano Je, najprawdopodobniej, nachylając się ku dłoniom, a wargami i językiem umieszczano Je w buzi. W takim przypadku sam obrzęd znacząco różnił się w wymowie od proponowanego obecnie. Po drugie, kontekst dyscypliny i gorliwości wiary był wówczas inny niż współcześnie. W przestrzeń zebrania liturgicznego nie wpuszczano niewierzących. Przyjmowano do Kościoła w większości ludzi dorosłych, uformowanych w długim okresie przygotowania do chrztu. Praktyka pokutna mogła być nawet wieloletnia – odbywający ją katechumeni musieli pozostawać na zewnątrz. Przygotowujących się do przyjęcia chrztu pouczano o czci dla każdej drobinki Chleba. Te elementy, wraz z wieloma innymi, współtworzyły wokół Eucharystii klimat świętości i bezpieczeństwa. Trwały jednak poszukiwania coraz to nowych form okazywania szacunku i czci. Pojawił się m.in. zwyczaj brania Komunii Św. nie wprost na rękę, lecz na złożony na niej ręczniczek. Wraz z zalegalizowaniem chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim, a następnie – z upadkiem zachodniej części tegoż imperium wskutek ekspansji barbarzyńskich plemion, pojawił się najpierw problem wzrastającej masowości chrześcijaństwa, a następnie upadek kultury, w tym obyczajów. Wprowadzane do Kościoła przez drugą połowę pierwszego tysiąclecia społeczności, obdarzone innym typem mentalności i wrażliwości religijnej, wpłynęły na zmianę dyscypliny kościelnej. Był to prawdopodobnie jeden z czynników stymulujących proces przesuwania ołtarzy na koniec absydy i eliminowania udzielania Komunii Św. „na rękę”, na korzyść udzielania jej tylko do ust.

Jakkolwiek dzisiejsze czasy nie wiążą się z napływem rzesz nieokrzesanych pogan do Kościoła, raczej wręcz przeciwnie, z odpływem spoganizowanych chrześcijan, jednak wydaje się, że potrzeba utrzymywania specyficznego dystansu zdecydowanie wzrosła. Chodzi o to, że w dyscyplinie zgromadzeń liturgicznych winien utrzymywać się nastrój w pełni schrystianizowanej społeczności, co nie zawsze, a szczególnie w dzisiejszych czasach, odpowiada stanowi faktycznemu. We Mszy Świętej może uczestniczyć każdy, nawet nie ochrzczony. Jeżeli uświadomimy sobie, że często się zdarza, iż satanistami lub choćby zwykłymi tzw. „świrami” są ludzie ochrzczeni, zrozumiemy, jak łatwo może dojść do świadomej i zamierzonej profanacji. Przypomnieć tu warto, że nauka Kościoła głosi prawdę o tym, że Chrystus przebywa w konsekrowanych postaciach tak długo, jak materialnie istnieją, także po wyniesieniu ze świątyni. Oczywiście, do profanacji może dojść, i (o zgrozo!) dochodzi, także przy udzielaniu Komunii Św. do ust. Nasuwa się jednak pytanie, czemu ma służyć wprowadzenie Komunii Św. „na rękę”, które niewątpliwie zwiększa możliwość nadużyć i profanacji Najświętszego Ciała Chrystusowego? Do tego trzeba uświadomić sobie laicyzację sposobu myślenia, decydowania, odczuwania, działania nas wszystkich. I tu dotykamy problemu „poniewierania Panem Jezusem” wskutek roztargnienia, zamieszania w kościele, niedbalstwa, a wreszcie wskutek niewiary w Jego realną obecność w każdej widzialnej partykule Przemienionego Chleba. Znowu można powiedzieć: „A przecież o ile więcej cierpienia przysparzamy Jezusowi przez nasze grzechy?” Owszem. Tylko po co do jednego zła dodawać drugie?

Niebagatelne pozostaje jeszcze pytanie: czy istnieje bezpośredni lub bliski związek przyczynowo-skutkowy między rozpowszechnianiem się w ostatnich dziesięcioleciach na Zachodzie praktyki Komunii Św. „na rękę”, a utratą wiary w realną obecność Chrystusa w postaciach Chleba i Wina, odrzucaniem dogmatów, teoretycznym i praktycznym kwestionowaniem fundamentów katolickiej nauki moralnej? Doszukiwanie się tej zależności nie jest wymysłem „oszołomów”. Otóż już w 1969 r. Kongregacja Kultu Bożego w dokumencie Memoriale Domini podpisanym przez jej prefekta kard. Benno Guta i sekretarza Annibale Buniniego (twórcę schematu konstytucji o liturgii Soboru Watykańskiego II i architekta posoborowej reformy liturgicznej) zwracała uwagę na niebezpieczeństwa „utraty czci dla szlachetnego Sakramentu Ołtarza, jego profanacji lub zafałszowania właściwej doktryny”, oraz „braku czci i złego mniemania o Eucharystii Świętej (...) jak również wszelkich innych niestosowności”. Cóż, z całą pewnością można stwierdzić koincydencję ze względu na czas i miejsce, ale czy wiąże się ona z zależnością? I co na co wpływało? Laicyzacja na wprowadzenie praktyki, czy praktyka na laicyzację? A może było to sprzężenie zwrotne? Pytania te należałoby skierować do specjalistów.

            Odrębny problem stanowi wprowadzenie Komunii Św. „na rękę” po Soborze Watykańskim II. Otóż trzeba pamiętać, że obyczaj ten wprowadzano oddolnie, w sposób świadomy, wbrew przepisom liturgicznym. Dopiero z czasem Stolica Apostolska zgodziła się umożliwić jego zalegalizowanie. Tego dotyczy właśnie wspominana już instrukcja Memoriale Domini. Stwierdza się w niej najpierw: „W pewnych społecznościach i miejscach obrzęd ten [Komunii Świętej „na rękę”] wprowadzono nawet bez wcześniejszej zgody Stolicy Apostolskiej, a czasami nawet bez odpowiedniego przygotowania wiernych”. Dopiero ta instrukcja dopuściła go na zasadzie: jeżeli już „rozwinął się w jakimś miejscu”, Konferencje Episkopatów powinny przestudiować problem, zwołać naradę, zorganizować tajne głosowanie, a wyniki „z dokładnym objaśnieniem przyczyn” podjętej decyzji przesłać do Stolicy Apostolskiej „w celu niezbędnego ich zatwierdzenia”.

Warto też przypomnieć słowa papieża Jana Pawła II, które zawarł w liście apostolskim Dominicae Cenae: „Praktykę taką [Komunii Świętej „na rękę”] postulowały poszczególne Konferencje Episkopatów i na ich wniosek zyskała ona zatwierdzenie Stolicy Apostolskiej. Dały się jednak słyszeć głosy o rażących wypadkach nieposzanowania Najświętszych Postaci, co bardzo obciąża nie tylko osoby bezpośrednio winne takiego postępowania, ale również Pasterzy Kościoła, którzy jakby mniej czuwali nad zachowaniem się wiernych względem Eucharystii”[2].

Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy pewien sposób postępowania jest lansowany przez niektóre środowiska, ze względu na swoje rozpowszechnienie zyskuje dopuszczenie ze strony Stolicy Apostolskiej i formalnie jest traktowany jako wyjątek od zasady. Dalej, jego praktykowanie prowadzi do nadużyć, wręcz do świętokradztwa. Pomimo tego, niektórzy starają się go rozpowszechnić, błędnie twierdząc, że stanowi formę równorzędną. Zacytujmy jeszcze raz instrukcję: „Po rozpatrzeniu spostrzeżeń i porad tych, którym «Duch Święty powierzył urząd biskupa», z uwagi na doniosłość sprawy i wagę zaproponowanych argumentów, Najwyższy Pasterz postanawia, iż z dawna przyjęty sposób rozdawania Komunii Świętej wiernym nie powinien być zmieniony”.

Jeżeli Komunia Święta „na rękę” zostanie wprowadzona, nie należy się łudzić, że będzie można spokojnie przyjmować Pana Jezusa w dotychczasowy sposób. Pisze o tej kwestii Jan Paweł II wspominając o Komunii Św. „na rękę”: „Zdarza się także, że czasem nie bierze się pod uwagę wolnego wyboru tych, którzy mimo pozwolenia na udzielanie Komunii Świętej „na rękę”, pragną przyjmować ją bezpośrednio do ust”[3]. Z analogiczną sytuacją spotkali się ci, którzy ostatnimi czasy starali się konsekwentnie przystępować do Komunii Św. w pozycji klęczącej. Nie raz i nie dwa zdarzało się im, że kapłan odsuwał się od nich nie chcąc dać im Pana Jezusa, czasem zaczynały się nakłaniania nieprzyjaznym tonem, pogardliwe spojrzenia etc. Oczywiście, takie zachowanie szafarza jest niezgodne z prawem kościelnym. Uświadamia nam to jednak, że może się grubo pomylić ten, kto twierdzi, iż bez przeszkód będzie przystępował do Komunii tak jak dotąd – na klęcząco i do ust.

Z tymi sprawami jest podobnie, jak ze zmianami w dziedzinie prawa dotyczącego ochrony życia i małżeństwa. Najpierw dopuszcza się antykoncepcję, potem aborcję z powodów medycznych, społecznych, następnie na żądanie matki, po czym legalizuje się też eutanazję. W końcu powoli zaczyna się promować eugenikę. Najpierw dopuszcza się cudzołóstwo, potem prostytucję, rozwody, równouprawnia się związki homoseksualne. W końcu zaczyna się powoli promować pedofilię i bigamię. Strach pomyśleć, co będzie dalej. Niewątpliwie istnieje poważna różnica między dopuszczaniem praktyki Komunii Św. „na rękę”, a powyższymi zjawiskami: te ostatnie są wszystkie jednoznacznie złe, czego nie można powiedzieć o Komunii Św. „na rękę”. Chodzi jednak o tendencję zmian, która ma warunki rozwoju w Kościele. Trwając w świecie ma on permanentną skłonność do ulegania laicyzacji. Można się spodziewać, że ta tendencja jest szczególnie silna w czasach postępującej nieufności w istnienie tego, co nadprzyrodzone, bądź jego obecności w otaczającym nas świecie.

Zostawiając na boku tę pozornie starożytną, a jednak nowinkarską praktykę, warto zastanowić się nad pytaniem: dlaczego warto przyjmować Komunię Św. do ust wprost z ręki kapłana? Uwaga wstępna: żeby w ogóle takie rozważanie miało sens, trzeba uznać, że gest, który się wykonuje, nie jest bez znaczenia. Podstawę stanowi postawa umysłu, woli i serca. Ale tak jak dusza nie jest czymś obok ciała, lecz zapewnia jego istnienie, działanie, ukształtowanie – podobnie myśli, pragnienia i uczucia powinny znajdować swój wyraz na zewnątrz: w gestach i słowach. Oczywiście jest to postulat, który realizuje się w życiu człowieka powoli, stopniowo. Z jednej strony to, co właściwie myślę lub powinienem myśleć, wymaga odpowiednich środków wyrazu, objawiających się w adekwatnych gestach i postawach ciała. Z drugiej strony, przyjęte przeze mnie sformalizowane gesty powinny mnie skłaniać do właściwego myślenia (pragnienia, odczuwania).

Można wskazać na trzy podstawowe relacje, które są dobrze kształtowane przez gest przyjmowania Chrystusa wprost do ust. Jest to: cześć dla Chrystusa, pokorne poddanie się Jego łasce, zażyłość z kapłanem. Nie są to trzy różne rzeczywistości, lecz trzy aspekty tej samej.

Cześć oddaje się Ciału Pańskiemu przede wszystkim przez właściwe duchowe przystępowanie. Chodzi tu więc o oczyszczenie duszy z grzechów w sakramencie pokuty i pojednania i pozwolenie, by Bóg przywrócił jej trwanie stanu łaski uświęcającej, którą otrzymała na chrzcie. Trzeba też wzbudzić w sobie postawę pokory i czułej miłości dla Gościa, którego przyjmie się do domu swego ciała. Cóż lepiej wyraża postawę pokory jak uklęknięcie? Cóż lepiej ją pobudza? A w jaki sposób delikatniej przyjmiemy Tego, kto tyle wycierpiał za nasze grzechy, jeżeli nie wprost na język? W pominięciu naszych rąk nie chodzi o to, że są niegodne, bo symbolizują nasze grzeszne uczynki, bowiem i za pomocą języka „wielbimy Boga i Ojca, i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże” (Jk 3, 9). Jednak fizycznie o ile bardziej subtelnym organem jest język, niż ręce! Co innego ręce kapłana, który dając Święty Chleb działa in persona Christi tzn. nie tylko w imieniu Chrystusa, czy w Jego zastępstwie, ale „w Osobie” Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Dodatkowo ręce kapłana są specjalnie namaszczane w czasie liturgii sakramentu święceń, w związku z posługą konsekrowania darów ofiarnych. Jakże są różne od naszych rąk!

Bóg daje człowiekowi łaskę, a człowiek ją przyjmuje, a nie bierze. Zwolennik Komunii Św. „na rękę” jednak odpowie: „No, ale Jezus powiedział, abyśmy brali i jedli”. Jednak Jezus tak nie powiedział, tylko tak się Jego wypowiedź, z wygody, tłumaczy na język polski. Zacznijmy jakby od końca. Podstawą dla narodowych tłumaczeń Mszału jest tekst łaciński. Słowa poprzedzające konsekrację chleba brzmią: „Accipite ex hoc omnes”. Użyty tu wyraz accipere oznacza według Słownika Kościelnego łacińsko-polskiego: „1. przyjmować, otrzymać, znieść, 2. usłyszeć, dowiedzieć się, 3. zgodzić się, uznać za słuszne, 4. odebrać (Mar. 3,12) accip. animam = zabrać życie (Ps. 30, 14)”[4]. Jak widać nie ma tu bezokolicznika „brać”. Znajduje się natomiast, „przyjmować”. W pięciotomowym Słowniku łacińsko-polskim pojawia się tłumaczenie „brać” na pierwszym miejscu, ale dalej umieszczone są: „zażywać, spożywać”, „brać coś na siebie”, „przyjmować coś ofiarowanego”, „objąć, zająć”[5]. Widać, że wspólna idea tych określeń jest związana ze skutkiem czynności: coś staje się moje. Dokonuje się to bądź wskutek inicjatywy podmiotu (biorę, spożywam, obejmuję) bądź dzięki jego przyzwoleniu (przyjmuję – to znaczy, że ktoś inny daje, a podmiot na to się zgadza). Pobieżna analiza leksykalna wskazuje więc na to, że język łaciński, będący właściwym językiem liturgii rzymskiej, dopuszcza podwójne rozumienie słowa accipere. Ktoś zaprotestuje: „Przecież tekst biblijny Nowego Testamentu jest spisany po grecku!”. Owszem, a użyty tam termin lambanein również znaczy „brać” lub „przyjmować”. „No, ale Jezus mówił po aramejsku”! W językach semickich adekwatne słowa (aramejskie qbl i odpowiadające muhebrajskie lqh i syryjskie nsb) mają również takie podwójne znaczenie. Natomiast kontekst daru Chrystusa, który swoje ciało ofiarowuje dla odkupienia ludzi, sugeruje, że lepsze byłoby tłumaczenie: „przyjmijcie i jedzcie”. To On jest dawcą, bez Jego łaski nic nie jesteśmy w stanie dobrego uczynić. Bez wątpienia potrzeba też naszej odpowiedzi na tę Bożą aktywność, współdziałania z nim. A czy oba te wątki nie są wyrażane przez słowo „przyjmować” podczas gdy „brać” ukazuje jedynie drugi z nich?

Niezwykły Pokarm otrzymujemy w Komunii Świętej – samego Syna Bożego, bądźmy więc uważni i czuli przyjmując Go do swoich ust, gdy On sam karmi nas samym sobą, przez ręce kapłana.

* Współautor książki pt. Pasja. Przewodnik po filmie Mela Gibsona. Sto pytań i odpowiedzi (2004); zainteresowania: tradycja liturgiczna Kościoła katolickiego.

[1] Na temat sposobu udzielania Komunii Świętej zob. M. Lugmayr, Historia obrzędu Komunii Świętej, „Christianitas” 1999, nr 1/2, s. 141-164.

[2] Jan Paweł II, List Apostolski Dominicae Cenae, Rzym 1980, nr 11.

[3] Tamże.

[4] Zob. accipio, w: Słownik kościelny łacińsko-polski, red. A. Jougan, Miejsce Piastowe 1948, s. 7.

[5] Zob. accipio, w: Słownik łacińsko-polski, red. M. Plezia, t.1, Warszawa 1998, s. 29-30.

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"ISSN 1643-3637-12, Fundacja Servire Veritati. Instytut Edukacji Narodowej, Lublin 2005, ss. 256, B5, miękka oprawa

Opinie

Na razie nie dodano żadnej recenzji.

Napisz opinię

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"

Czym jest prawo? Jakie są podstawy jego zaistnienia i obowiązywalności? Co jest kryterium odróżnienia prawa do bezprawia, sprawiedliwości odniesprawiedliwości? Pytania te wyznaczają obszar refleksji Autorów dwunastego numeru „Cywilizacji". Współczesne zawirowania w dziedzinie praktyki prawa ujawniają głębokie niezrozumienie tego, czym było prawo w tradycji polskiej myśli politycznej i prawnej. Zostało w szczególności zagubione rozumienie celu istnienia prawa, jakim jest dobro wspólne. Tymczasem rezygnacja z dobra wspólnego uderza w fundamenty obowiązywalności prawa i doprowadza do jego instrumentalizacji. Autorzy „Cywilizacji" przypominają zatem o bytowych i aksjologicznych granicach prawa stanowionego, i jego celu, jakim jest dobro wspólne. W numerze piszą m.in.: o. Mieczysław A. Krąpiec OP O rozumienie prawa, Paweł Skrzydlewski Prawo w cywilizacji łacińskiej, P. Czarnek, Jan Budzyński Komunia Święta: „na rękę” czy do ust?

Cywilizacja nr 12 "O prawo godziwe"ISSN 1643-3637-12, Fundacja Servire Veritati. Instytut Edukacji Narodowej, Lublin 2005, ss. 256, B5, miękka oprawa

Produkty powiązane

Copyright © 2024 Fundacja Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej. Wykonanie: Nazwa.pl