Odpowiedź Dawkinsowi
Jasne jest, iż Bogu urojonemu należy się jakaś odpowiedź, choćby dlatego, że jej brak mógłby kogoś przekonać, iż żadna sensowna odpowiedź nie istnieje. Co i jak zatem należy odpowiedzieć? Oczywistym sposobem wydaje się napisanie równie agresywnej, nieprecyzyjnej książki, wyśmiewającej ateizm poprzez błędną interpretację jego założeń i ukazanie szarlatanów nauki jako świętych ateizmu. Byłoby to jednak bezcelowe i bezproduktywne, przede wszystkim zaś - intelektualnie nieuczciwe.
W rzeczy samej trudno nakreślić odpowiedź dla książki Dawkinsa -jednak nie z powodu zawartej w niej trafnej argumentacji czy niepodważalności zgromadzonego w niej materiału dowodowego. Książka ta bowiem jest miejscami niczym więcej jak zbiorem wygodnych faktoidów, odpowiednio wyolbrzymionych w celu wywarcia maksymalnego wrażenia, luźno przy tym powiązanych po to, by przypominały linię argumentacyjną. Próba obalenia tak selektywnego podejścia do źródeł byłaby niewymownie męcząca i zaowocowałaby książką wyjątkowo nieciekawą, w dodatku sprawiającą wrażenie zgryźliwej i reakcyjnej. Trzeba byłoby podważyć i sprostować każdą błędną interpretację ze strony Dawkinsa i każdy przypadek przesady. Książka oferująca jedynie tego typu litanię poprawek byłaby śmiertelnie nudna. Zakładając więc, iż Dawkins pokłada jednakową ufność we wszystkich częściach swego dzieła, zaatakuję go tylko w punktach najbardziej reprezentatywnych, pozwalając czytelnikowi wyciągnąć własne wnioski co do ogólnej wiarygodności dostarczonych przezeń dowodów i sądów.
Dawkinsa niespecjalnie interesuje dotarcie do ludzi wierzących, których niewątpliwie zbulwersuje rażące przeinaczanie ich wiary i stylu życia. Czy doprawdy pozycja ateizmu jest tak słaba, że wymaga wsparcia ze strony podobnie niewydarzonych absurdów? Dawkins obdarza swych czytelników wysoce wątpliwym komplementem, zakładając, iż podzieląjego uprzedzenia i religijną ignorancję, a wszelka krytyka pod adresem jego analizy spotka się z odpowiedzią: „To ty tak twierdzisz, nieprawdaż?" Wszelkie przejawy sprzeciwu wobec tez Dawkinsa najprawdopodobniej z góry zostaną odrzucone i zdyskredytowane, jako czynione przez osoby „stronnicze" religijnie - zbyt głupie i niedouczone, by krytykować „obiektywnych" i „racjonalnych" ateistów.
To niezwykle poważny i kłopotliwy punkt spojrzenia. Totalnie dogmatyczne przekonanie o własnej słuszności, na wskroś przenikające niektóre odłamy zachodniego ateizmu -znakomicie zilustrowane w Bogu urojonym - staje w jednym szeregu z fundamentalizmem religijnym niepozwalającym ani kwestionować swych idei, ani poddać ich badaniu. Dawkins opiera się jakiemukolwiek wyskalowaniu swej pewności, postrzegając ją jako świetlaną prawdę, która nie potrzebuje żadnej obrony. Do tego stopnia jest przekonany o słuszności własnych przekonań, iż nie byłby w stanie zmusić się do uwierzenia, że dowody mogą legitymizować inne stanowiska, nade wszystko zaś - stanowiska religijne.
Szczególnym niepokojem napawa fakt, że Dawkins - chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy - traktuje dowody jako materiał służący do wtłaczania w ramy jego z góry przyjętych założeń teoretycznych. Religię uparcie i konsekwentnie przedstawia w najgorszy z możliwych sposobów, naśladując najpaskudniejsze metody portretowania ateizmu przez religijnych fundamentalistów. Kiedy jacyś wybitni uczeni piszą pozytywnie o religii, Dawkins ripostuje, iż z pewnością w głębi duszy tak nie myślą. Najwyraźniej czuje się on głęboko zagrożony możliwością napotkania przez jego czytelników jakichś związanych z religią idei bądź ludzi, do których mogliby poczuć sympatię, czy -jeszcze gorzej - szacunek, i uznać je (ich) za godne (godnych) poważnej uwagi.
Wszystkie powyższe względy wydają się czynić pisanie podobnej książki nieco bezcelowym. Tyle tylko, że sam kiedyś byłem ateistą i zostałem zbudzony z dogmatycznego snu za pomocą lektury książek, które rzuciły wyzwanie memu gwałtownie kamieniejącemu światopoglądowi. Niniejszą książkę - podejrzewam - czytać będą głównie chrześcijanie pragnący dowiedzieć się, co powiedzieć znajomym, którzy przeczytali Boga urojonego i teraz zastanawiają się, czy wierzący są naprawdę tak skrzywieni, zdegenerowani i bezmyślni, jakimi przedstawia ich praca Dawkinsa. Mam jednak nadzieję, że pośród czytelników znajdą się również ateiści, których umysły nie zamknęły się jeszcze w schemacie dawkinsowskich odruchów. Jest wielu takich, którzy żywią złudzenia na temat Boga - sam byłem jednym z nich.
Niniejsza praca jest krótka - z przypisami ogranicza się do minimum. Jej podstawowy cel prosty i niezmienny - krytyczne starcie z argumentacją nakreśloną na kartach Boga urojonego. Czytelnicy mogliby sobie życzyć, by została rozszerzona o inne tematy, jak na przykład zgłębienie i pochwała prężności intelektualnej i duchowej siły chrześcijaństwa. Takie książki powstaną w swoim czasie. Ta jednak - prosta i krótka -jest wyłącznie na jeden temat. Brak w niej dygresji i odwracania uwagi. Jej celem jest jedna jedyna rzecz - ocena wiarygodności Dawkinsowskiej krytyki wiary w Boga. Chociaż ze względów historyczno-stylistycznych została napisana w pierwszej osobie liczby pojedynczej, przedstawia poglądy i argumenty obojga autorów.
Alister McGrath, Joanna Collicutt McGrath, Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa, ISBN 978-83-7318-949-2, Wydawnictwo WAM, Kraków 2007, ss. 130, format: 135 x 210, oprawa miękka