Niniejszy, 23. już numer „Cywilizacji", traktuje zgodnie z zapowiedzią, o rewolucji i kontrrewolucji. W publikacjach Autorów znanych naszym Czytelnikom i przez nich cenionych zawiera się odpowiedź na pytania: czym w istocie jest rewolucja i jak ona skutkuje? oraz: dlaczego wciąż pozostaje aktualna potrzeba kontrrewolucji? Postawienie tych pytań w czasie teraźniejszym to nie błąd gramatyczny, należy bowiem uświadomić sobie, że akty krwawego przewrotu obalające porządek polityczny, społeczny, prawny, obyczajowy lub kulturowy (bądź też wszystkie równocześnie) - to tylko punkty kulminacyjne rewolucji, których zarzewia narastały wcześniej przez wiele dziesięcioleci, i których skutki dotąd epatują zgubnymi konsekwencjami.
Tymczasem - jak się zdaje - w naszej dzisiejszej polskiej rzeczywistości pojęcie „rewolucja" nie napawa nikogo szczególną grozą ani odrazą. Być może dzieje się tak dlatego, że przez cały okres PRL, w którym zdążono poddać komunistycznej indoktrynacji kilkadziesiąt roczników Polaków, rewolucje - zwłaszcza zaś tę bolszewicką - opiewano na wszelkie możliwe sposoby w literaturze, czczono dziesiątkami obrazów i utworów muzycznych, „uwieczniano" w nazwach ulic i publicznych instytucji.
Młodzieży na lekcji historii, języka polskiego i obowiązkowego rosyjskiego wpajano pogląd, iż rzeczywisty postęp kulturalny i społeczny może dokonać się jedynie przez rewolucję. Licealistów uczono kojarzyć francuski przewrót 1789 r. nade wszystko z „pięknymi" hasłami „wolności, równości i braterstwa", terror wprowadzony przez Robespierre'a i jego zwolenników ukazywano przez pryzmat „postępowej", rodzimej tzw. poezji jakobińskiej („...Niech giną króle, a lud będzie wolny..."), natomiast o Wandei i szuanach nie musieli wiedzieć nic. Z kolei rewolucja rosyjska 1917 r. miała się naszej młodzieży jawić jako akt zbawienny, jedyna i wyłączna przyczyna, dzięki której Polska odzyskała niepodległość po latach zaborów, zaś bezpośrednie następstwo tejże rewolucji - wojnę polsko-bolszewicką 1920 r. marginalizowano, czyniąc z niej mało znaczący „epizod w procesie kształtowania się wschodnich granic kraju". Również dziś dla ideologów postmodernizmu rewolucja francuska nadal pozostaje „bramą, przez którą nowoczesność wkroczyła do Europy".
Przedstawiony tu stan rzeczy (a dokładniej - stan dawniej i obecnie indoktrynowanych polskich umysłów) uzasadnia, jak wielce ważne i poważne są sprawy, do przemyślenia których zachęcają materiały umieszczone w naszym periodyku. Mowa w nich m.in. o krwawym i wręcz zbrodniczym charakterze przewrotów rewolucyjnych, o tym, że przewroty takie nie są nośnikiem, ale burzycielem każdego postępu (w powołanej Boskim aktem stwórczym, a niezakłócanej ingerencją człowieka naturze od początku świata dokonuje się powolny postęp i samodoskonalenie lecz nigdy nie mają miejsca rewolucje!), że pokłosie francuskich i sowieckich wydarzeń rewolucyjnych wciąż czyni zauważalne szkody w świadomości poszczególnych ludzi i w strukturach społecznych.
Antidotum na całe zło rewolucji i jej skutków może być tylko kontrrewolucja, czyli powrót do tych tradycyjnych wartości i tych osobowych wzorców, których zniszczenie stało się celem dawnych i współczesnych „rewolucjonistów": do przestrzegania przykazań Dekalogu, do ukształtowanej przez stulecia naszego chrześcijaństwa ludowej pobożności, do sztuki która jest zachwycającym odwzorowaniem natury, a nie jej karykaturą, do zasad personalizmu ze swej istoty ewolucyjnego nie zaś rewolucyjnego, do podążania w stronę świętości za przykładem nie tylko osób wyniesionych na ołtarze, lecz wszystkich postaci moralnie pięknych. O tych sprawach, składających się na swoisty „Katechizm kontrrewolucjonizmu" również można przeczytać w naszym kwartalniku.
Przesłanie, jakie poprzez szczególny dobór materiałów prezentowanych dziś na łamach „Cywilizacji" kierujemy ku Czytelnikom, jawi się zatem w kilku podstawowych prawdach:
- Rewolucja niesie zło moralne i materialne;
- Rzeczywisty postęp dokonuje się nie rewolucyjnie, a ewolucyjnie;
- Warto i należy być kontrrewolucjonistą, wymaga tego od nas dobro własne oraz dobro pokoleń, które po nas nastąpią;
- Współczesne działania kontrrewolucyjne, aby były skuteczne, muszą opierać się na dwóch podstawowych filarach: jednym z nich jest wiara i nauka społeczna Kościoła katolickiego, drugim - skarb dziedzictwa tradycji historycznych i kultury duchowej w skali wielkiej: narodu i w skali małej: rodziny.
Jeśli pod wpływem tej lektury Czytelnicy nasi zechcą te prawdy przyjąć za własne, krzewić je i wcielać w życie - będzie to dla nas najwspanialszą satysfakcją.
Spis treści
Tytułem wstępu…
Rewolucja? – Bądźmy kontra!
Myśl CYWILIZACJI
o. Mieczysław A. Krąpiec OP Tradycja, ewolucja i rewolucja
Tradycja i rewolucja stanowią w dużej mierze sposoby realizowania się ludzkiego życia w jego różnych formach, a więc w rodzinie, w szkole, w państwie, a nawet w Kościele. Realizowanie się tradycji i dokonywanie rewolucji czy też gwałtownych reform, które są następstwem lub objawem rewolucji, dotyka bardzo głęboko życia poszczególnego człowieka. Życie bowiem ludzkie nie trwa zbyt długo, stąd przeżycie jakiejś gwałtownej reformy czy rewolucji odmienia jego bieg i powoduje wzrost napięcia psychicznego, nawet często tragiczny koniec życia zgaszonego wprost lub ubocznie przez rewolucję.
Adamie, gdzie jesteś?
Po raz pierwszy miał się zwrócić Pan Bóg do człowieka jeszcze w raju w słowach: „Adamie, gdzie jesteś”. Jeśli Adam znaczy tyle, co człowiek, to zapytanie Boga odnosi się do każdego człowieka. Gdzie jesteś teraz? Człowiek się zgubił. Objawienie mówi nam, że pierwotne, bardzo zasadnicze dla każdego z nas zagubienie, nastąpiło już w raju, w pierwszej fazie zaistnienia człowieka na ziemi, kiedy to będąc obdarzony poznaniem i wolnością własnego wyboru, za podpuszczeniem złego, podjął brzemienną w skutki decyzję: wybrał zamiast Boga siebie samego. W ten sposób człowiek zadecydował dla siebie o zaistnieniu zła. Pokusa szatańska: „będziecie jako bogowie znający dobro i zło” spełniła się w doświadczalnym przeżywaniu zła. Albowiem doświadczalne uznanie dobra jest związane zawsze z koniecznym powiązaniem tego dobra z samym Bogiem. Natomiast uznanie i praktyczne poznawanie zła dokonuje się zawsze przez uszczerbek i zniszczenie dobra. Tak więc człowiek po raz pierwszy przeżył zło, przez sam – spowodowany pychą – brak dobra, w postaci wybrania siebie zamiast Boga. Ów praktyczny wybór jest zaistnieniem piekła. Wszelkie bowiem stworzenie, nawet najdoskonalsze, wyszło od Boga i do Boga zmierza w swoim życiu. Szczególnie doniosłe i piękne jest zmierzanie i dążenie do Boga u stworzenia rozumnego, które nie na mocy konieczności, ale na mocy własnej woli i własnego wyboru, rozumnej wolności – wybiera Boga jako cel ostateczny swego życia i swego działania.
Jeśli zatem stworzenie rozumne i wolne, w akcie decyzji, jedynie za podpuszczeniem złego wybiera siebie i stawia siebie na miejscu Boga, pełni bytu, pełni dobra, pełni szczęścia – to dokonuje się jakaś zasadnicza rewolucja w ukonstytuowaniu się rozumnego i wolnego stworzenia. To miało miesce i nie mogło nie spowodować następstwa w samym zwichnięciu się i pęknięciu tego, co się nazywa człowiekiem, ludzką naturą. Owo pęknięcie ludzkiej natury, dokonane przez zasadniczy wybór siebie, a nie Boga – wybór nieprzypadkowy, wybór niemal kosmiczny w obrębie ludzkiego kosmosu, powodujący pęknięcie i źródło wadliwego działania – zostało przekazane do dziedziczenia. Taką naturę ludzką pękniętą, jak pęknięty dzwon, odziedziczyliśmy. W działaniu pęknięty dzwon ludzkiej natury wydaje głos nieczysty. Każdy z nas nosi w sobie dziedzictwo buntu, jako następstwo ludzkiej natury – grzechu pierworodnego. Jest to dziedzictwo przez każdego z ludzi doświadczane, zauważalne, przeżywane w różnych okolicznościach życia. Stąd ludzkie działanie, jak wydawanie dźwięku przy pięknym dzwonie, jest nieustannym przezwyciężaniem w sobie zarzewia zła, a przez to pracą, doskonaleniem się w realnym czynieniu dobra.
Dziedzictwo kultury chrześcijańskiej
Przed lat z górą tysiącem przyjęliśmy wraz z religią katolicką, czyli powszechną – nie było jeszcze wtedy ani prawosławia ani protestantów – nową wizję człowieka, jako osoby rozumnej, wolnej, rodzącej się w rodzinie nierozerwalnej, trwałej, bo sakramentalnej, monogamicznej. Wraz z religijną i zarazem racjonalną wizją człowieka otrzymaliśmy od Kościoła posłannictwo nauczania prawdy o życiu ludzkim, o ludzkim przeznaczeniu do wieczności, o braterstwie wszystkich ludzi, których Ojcem jest Bóg i ku któremu zwracamy się codziennie w modlitwie Ojcze Nasz, modlitwie wskazującej najważniejsze potrzeby człowieka żyjącego w rodzinie, narodzie, i wśród innych narodów. Wraz z darem ewangelicznej prawdy, której zaczęły nauczać organizowane przez Kościół szkoły, otrzymaliśmy pouczenie o nowej moralności – o spełnianiu dobra, w postaci nakazu: miłości Boga i bliźniego. Były to pierwsze wezwania do ludzkiej, osobowej solidarności z Bogiem i drugim człowiekiem, bliźnim. Solidarność w miłowaniu Boga i bliźniego miała nas strzec przed dowolnością i swawolą władz i zapewnić bezpieczeństwo życia dla wszystkich, mieszkańców ziemi – ludzi pielgrzymujących pod znakiem krzyża do wieczności z poczuciem celu i sensu życia doczesnego. Wraz z wiarą weszliśmy w krąg ludzkiej cywilizacji łacińskiej kierującej się dobrymi prawami, racjonalnym ustrojem monarszym, sprawiedliwością, na której straży stał system sądowy.
Tradycja w przekazie sposobów życia
Kultura chrześcijańska, zwłaszcza w dziedzinie wiary i chrześcijańskiej doktryny etycznej, podkreśliła rolę tradycji jako ciągu żywego, nieprzerwanej ludzkiej myśli w sprawach zasadniczych, dotyczących sensu życia ludzkiego. Jako cechy charakterystyczne i niezmienne wiary, Objawienia i jego rozumnego przyjmowania, Kościół od wieków uznawał Pismo Św. i Tradycję, jako dwa równorzędne źródliska życia chrześcijańskiego. Tradycja jest przekazywaniem sobie, z pokolenia w pokolenie, zdobytych i utrwalonych form rozumienia i racjonalnego postępowania. Gdy powstawały tendencje odrzucania Tradycji w wierze i proponowano oparcie się na samym Piśmie Św., nie uwzględniając Tradycji wiary, to już od początku zauważono, że samo Pismo Św. jest uznane właśnie na mocy Tradycji, a więc przyjęcia powszechnego, na mocy autorytetu i jego uznania przez wiernych poszczególnych ksiąg Pisma Świętego jako autentycznie objawiających Boże Słowo adresowane do człowieka.
Nie mniejszą rolę tradycja odgrywa w uznaniu pożądanych form ludzkiego postępowania. Wiele bowiem wskazań, jak ma człowiek żyć i postępować, zostało przekazanych w Objawieniu, ale też wiele zostało wziętych z doświadczenia i przemyśleń człowieka różnych kultur i narodów. Wszystko to ukształtowało się jako stały składnik ludzkiej tradycji, zwłaszcza zaś chrześcijańskiej tradycji. Przecież formy życia człowieka są właśnie treścią tradycji zachowań się człowieka kulturalnego. Tradycja ta zwykła eksponować i otaczać opieką to, co okazało się i sprawdziło jako dobre dla człowieka, jako służące mu w rozwoju osobowym i międzyludzkim współżyciu. Takie formy życia, jak: gościnność, uprzejmość (lecz nie taka, jaka jawi się w sejmie), zwroty grzecznościowe, słowo „przepraszam”, ostrzeganie przed niebezpieczeństwem, pomoc w potrzebie – wszystko to zostało ogarnięte przykazaniem miłości Boga i bliźniego, utrwaliło się w tradycji rodzinnej, narodowej i stało się też przedmiotem nauczania etyki katolickiej.
Co więcej, życie społeczne rozwija się ewolucyjnie. Ewolucja społeczna musi być dostosowana do rozwoju osobowego konkretnego człowieka, który dokonuje się etapami, tak więc i ewolucja ta dokonuje się powoli, w czasie. Ewolucja form społecznych prowadzi do tego, by zapewnić maksimum dobra dla jednostki i całego społeczeństwa, a więc rozwój dobra wspólnego – w nauce, w moralności, w sztuce i religii. Sensem życia ludzkiego jest powolna aktualizacja osobowych potencjalności kierowanych przez rozum i dokonująca się w kontekście osób, w kontekście społecznym, tak jak dziecko uczy się w rodzinie wierzyć rodzicom, mieć nadzieję czyli zaufanie do nich i odpowiadać miłością za dobro otrzymane.
U genezy rewolucji
Stąd też bardzo obawiano się w historii wichrzycieli społecznych, różnych rewolucjonistów, którzy burzyli społeczny porządek życia, burzyli tradycję w imię nowych ideologii.
U genezy rewolucyjnego stanu umysłów leży zmiana pytania naukotwórczego w filozofii: „dlaczego?” na „jak?”. Rewolucje polityczne dokonywały się właśnie na skutek odrywania poznania od rzeczywistości, poprzez rezygnację z poznania na rzecz myślenia. Rewolucja bowiem nie stawia na poznanie rzeczywistości lecz na myślenie (wy-myślenie) nowej rzeczy. Realizuje ona swój cel i musi burzyć stary porządek. Typowy przykład to rewolucja francuska. Jej źródłami były: myśl oświeceniowa i działalność zakonu iluminatów Weishaupta. Iluminaci stawiali sobie kilka zadań: po pierwsze, obalić rządy, czyli władzę; po drugie, obalić podstawy władzy czyli majątki, dwory (własność ma być nie prywatna lecz wspólna); po trzecie: odrzucić rodzinę (dać wolność mężczyźnie, bo to kobieta „trzyma” mężczyznę); po czwarte, odrzucić moralność, bo ona zakazuje i nakazuje; po piąte, zanegować religię, bo mówi, co wolno, a czego nie wolno. Iluminaci, w Niemczech skazani na karę śmierci, uciekli do Paryża i tam wywołali rewolucję pod hasłami: wolność, równość, braterstwo, albo śmierć. Hasła rewolucji francuskiej były realizowane w różnych rewolucjach. Te hasła podjął Lenin, co kosztowało 170 mln istnień ludzkich. Podstawy rewolucji tkwią jednak w mitologiach poznawczych. To się rozpoczęło już w nominalizmie, gdzie postawiono na wolę, a nie na rozum. I tak np. Lenin mówił, że zadaniem filozofii, nauki nie jest poznanie, lecz przekształcanie rzeczywistości – rewolucja.
Gdy przypatrzymy się różnym rewolucjom społecznym, jakie dokonały się w historii, burząc gwałtem, wojną, terrorem ustalone i sprawdzone formy życia – dostrzegamy tragedię osób i społeczeństw, ogarniętych rewolucją i gwałtownymi reformami ideologów. Przecież rewolucja francuska, rewolucja bolszewicka, rewolucja hiszpańska, a nawet rewolucyjne zapędy komunistów żerujących na polskim narodzie – przyniosły tyle nieszczęść poszczególnych ludzi i całych społeczeństw, że trudno rewolucje te określić jako postępowe i kulturotwórcze, jako niekłamliwe. Ciąg kultury został bardzo świadomie przed trzema stuleciami nie tylko zaminowany, ale także doprowadzony do wybuchów założonych, ideologicznych min, poprzez przygotowany system rewolucji, w których bierzemy udział. Rewolucje te, zarówno społeczne, jak polityczne oraz ideologiczne powtarzają się cyklicznie. Obecnie, po rewolucji francuskiej, po rewolucji bolszewickiej, po rewolucjach w Azji i Afryce – a wszystkie te rewolucje były niezwykle krwawe i antyludzkie – żyjemy w europejskiej pokojowej rewolucji tzw. społeczeństwa liberalno-konsumpcyjnego. Ta rewolucja uderza w sens bycia człowiekiem, jako wolną, odpowiedzialną i rozumną osobą, bo właśnie osobie ludzkiej odbiera cel życia, przez „uziemianie”, czyli wyznaczenie tylko ziemskiego horyzontu, z pogardą wobec celu wiecznego. Ta kultura odbiera sens życia przez wprowadzony powszechny relatywizm prawdy i kłamstwa, dobra i zła, piękna i brzydoty, bo wszystko ponoć zależy od konwencji i ludzkiej opcji wyboru. Co wybierzesz, to się staje przez sam wybór (chociaż szkodliwy) i prawdą, i dobrem, i pięknem, bo wszystko to utraciło obiektywny i konieczny sens. I to właśnie jest zideologizowanym skażeniem tego, co stało się treścią chrześcijańskiej kultury, w której my jako naród żyliśmy z górą tysiąc lat – społeczności cywilizacyjnej łacińskiej.
Mania rewolucyjności zmian pozostała w pewnych kręgach społecznych, które dorobiły się na rewolucjach, tak że poczęto odgórnie, nie pytając, nie dyskutując poważnie, stawiać naród wobec faktów dokonanych. Ta mania rewolucyjności przejawiła się i u nas w radykalnych reformach, nieprzemyślanych i niesprawdzonych, a przeprowadzonych siłą demokracji przez większościowe głosowanie. Efektem stały się doświadczane skandale reformy zdrowia, administracyjnego podziału dzielnicowego, i niezwykle groźnej dla kultury narodowej i indywidualnej ludzkiej osoby, nieprzemyślanej, przyjętej z zewnątrz reformy szkolnego nauczania i szkolnictwa. One uderzają nie tylko w ludzi żyjących teraz, ale w przyszłość polskiej kultury, która staje się nieobecna w szkolnym nauczaniu. Również dotyczy to niektórych, z piętnem sekciarstwa, reform życia religijnego. Bądźmy czujni na reformy i reformatorów, bo życie ludzkie rozwija się ewolucyjnie w pokoju, poszanowaniu wypróbowanych już form sprawdzonych ku dobru, racjonalnych i szlachetnych sposobów życia.
Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę, że wszystkie rewolucje pochodzą od mniejszości. Mniejszości społeczne w danym narodzie, wiedząc, że normalnym biegiem, poprzez ewolucję, nie uzyskają dla siebie korzystnych warunków, przygotowują zmianę nagłą – rewolucję. Rewolucję przygotowują również mniejszości intelektualne – ci, którzy nie potrafią wczuć się w system tradycji, system tworzenia dobra społecznego, niszczą to, aby poprzez nagłe przemiany uzyskać własne dowolne korzyści. Gdy się przypatrujemy wszystkim rewolucjom na świecie: społecznym, naukowym, czy religijnym – widzimy, że były one dokonane przez mniejszości, które na drodze normalnego życia, ewolucyjnego kształtowania społeczeństwa nie mogły czy nie chciały dojść do uzyskania korzyści dla siebie. Mniejszości dla korzyści własnej, dla siebie powodowały rewolucje i utratę sensu życia społecznego, naukowego czy kulturalnego większości narodowej.
[fragment]
Służyć PRAWDZIE
Piotr Jaroszyński Postmodernizm – ku rewolucji permanentnej
Apoteoza nauki zainicjowana jako program społeczny w czasach renesansu, została jeszcze mocniej potwierdzona w oświeceniu, stając się drogowskazem dla wszelkich zmian kulturowych i jedynym kryterium wartościowania. Okazało się jednak, że wyzwolone moce nauk coraz trudniej było okiełznać. W efekcie utylitarystyczna koncepcja nauki zaprowadziła cywilizację zachodnią w ślepy zaułek.
Przejawem tego w wymiarze społecznym były oba totalitaryzmy (komunizm i nazizm), a w wymiarze materialnym swoisty nadrozwój technologii, który niekorzystnie odbił się na rozwoju duchowym człowieka, prowadząc do niemal permanentnego kryzysu kultury, zwanego nihilizmem. Taka sytuacja musiała budzić niepokój zarówno intelektualny jak i artystyczny wśród tych, którzy potrafili zdystansować się od dominującego ducha czasów. Krytyki były różne, bo różne były diagnozy sytuacji i różne ich cele. Szczególną aktywność zaczęły przejawiać środowiska lewicowe, neomarksistowskie, dla których krytyka stanu kultury była okazją do jeszcze mocniejszego ataku w ogóle na całą kulturę zachodnią.
Najostrzejszy okazał się nurt zwany postmodernizmem[1]. Dziś ciągle uznawany jest on w wielu środowiskach za ostatni krzyk mody, nie tylko w sztuce, etyce i polityce, ale również w filozofii[2].
Postmodernizm zakwestionował wartość zachodniej nauki, techniki, kult rozumu, wiarę w postęp, a także filozofię, metafizykę i teologię. Krytyka okazała się tak zdecydowana, że za naczelny motyw postmodernizmu można było uznać próbę intelektualnej i artystycznej destrukcji nie tylko „nowoczesności”, ale całego dziedzictwa kultury zachodniej, zwłaszcza w jej wymiarze racjonalnym i realistycznym. Stąd postmodernizm można określić mianem irracjonalizmu, a nawet illogizmu, ponieważ uderza w stanowiący o tożsamości Zachodu Logos, wspólny kulturze greckiej, rzymskiej i chrześcijańskiej, jako dla nich najważniejszy, zarówno w porządku naturalnym, jak i nadprzyrodzonym.
Postmodernizm uznając heglizm za kwintesencję zachodniej koncepcji racjonalności i chcąc doprowadzić do jej upadku „agituje” na rzecz permanentnej dekonstrukcji, nieustannego „roznicestwiania” i wewnętrznego „luzowania” wszelkich wytworów i etapów tej „przygody”[3]. Ex falso quodlibet – z fałszu wynika cokolwiek: można potwierdzać, można zaprzeczać. Pytanie, czy heglowska wizja rozumu jest zwieńczeniem filozofii zachodniej, czy jej regresem – jest pytaniem retorycznym. W porównaniu z poziomem dociekań nad Boską inteligencją prowadzonych przez św. Tomasza z Akwinu czy wielu innych myślicieli średniowiecznych, koncepcja Hegla jest mito-logiczna. Jest to bowiem próba logicyzacji mitów gnostyckich, których podstawowy błąd tkwi właśnie w panteizmie, zanegowaniu zarówno transcendencji, jak i osobowego oblicza Boga. Tyle że postmoderniści, opierając się na błędnym założeniu, formułują program destrukcji, który dosięgnąć ma całej filozofii i metafizyki zachodniej, a nie tylko heglizmu. Za Hegla „mszczą się” na Arystotelesie, Tomaszu z Akwinu, Suarezie. Strategia iście rewolucyjna, a odpowiedzialność zbiorowa. Ale dlaczego taką postawę nazywać filozofią?
Sama krytyka metafizyki przybiera dość swoistą postać. Nie jest to bowiem dyskusja przedmiotowa, ani odwołująca się do argumentów, lecz... „uprawianie dywersji”. Derrida zaleca, aby metodą intelektualnych „forteli”, pojęciowego „sabotażu”, czyli metodą destrukturowania i dekontekstuowania, destrukcji i ponownej rekonstrukcji rozsadzać od wewnątrz metafizyczny obraz świata i rozbijać spójność metafizycznej episteme, a dzięki temu stwarzać wolne miejsce dla swobodnego rozrostu twórczych energii i ułatwiać nadejście radykalnie nowej, nie przewidywalnej, choć z jakichś tajemniczych względów (jakby) pożądanej przyszłości, odmiennej od wszystkiego, co można sobie wyobrazić i pomyśleć w ramach metafizycznego projektu filozoficznego”[4]. Destrukcja metafizyki zachodniej ma ułatwić realizację jakiejś nowej utopii, ale nie jest to ani utopia oświeceniowa, ani komunistyczna, jest to coś nowego, nieznanego. A może jest to po prostu ekstrapolacja wizji religijnych, które zamieniają po desakralizacji, „nieznanego Boga” na „nieznaną utopię”?
Aby ta utopia mogła powstać, to choć nie wiadomo, czym ona jest, jest pewne, że trzeba zniszczyć dziedzictwo cywilizacji zachodniej, a zwłaszcza stojącą na jej szczycie metafizykę. Mamy tu do czynienia z przełożeniem schematu walki politycznej prowadzonej przez socjalistycznych anarchistów (jeszcze w XIX w.), na porządek intelektualny, którego hasłem jest słowo bardziej wyszukane niż słowo „zniszczenie”, a mianowicie „destrukcja”. W tym kontekście należy przypomnieć, że sztandarowy postmodernista, J.-F. Lyotard, był przez pewien czas redaktorem naczelnym periodyku Socjalizm albo barbarzyństwo, „krytycznego organu o orientacji rewolucyjnej”, wydawanego w latach (1949-1965). Natomiast Zygmunt Bauman, postmodernistyczny socjolog, w latach 1945-1953 był oficerem komunistycznym w zbrodniczym Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego (odpowiedniku sowieckiej NKWD), gdzie jako politruk prowadził indoktrynację marksistowską. Propagandą marksizmu zajął się następnie na Uniwersytecie Warszawskim, już jako pracownik naukowy, by później (po r. 1968), przejść z marksizmu na postmodernizm, czyli bardziej inteligencką formę marksizmu[5]. Nie ulega wątpliwości, że podłożem intelektualnym postmodernizmu jest marksizm i że to on właśnie jest kluczem do zrozumienia postmodernizmu w całej jego rozciągłości.
Krytyka kultury zachodniej w wykonaniu postmodernistów jest rozwinięciem krytyki tzw. społeczeństwa burżuazyjnego, jaką przeprowadził Karol Marks, tyle że dopasowanym do aktualnej sytuacji społeczeństwa zachodniego w tzw. epoce postindustrialnej. Trafnie zwraca na to uwagę H. Perkowska, gdy pisze: „Postmodernistyczne koncepcje własną krytyczność społeczną starają się przedstawiać jako czystą negatywność, niezwiązaną z jakimkolwiek stałym punktem wyjścia, ani też z jakąś a priori przyjętą jedną perspektywą poznawczą czy aksjologiczną. Przemieszczanie punktów wyjścia i krzyżowanie perspektyw postmodernistyczne myślenie deklaruje jako swoje istotne wyznaczniki. Jednakże, wbrew temu, postmodernistyczna krytyczność wydaje się być – w swym ukrytym tle – naznaczona określonym wyborem polityczno-społecznym, wydaje się optować na rzecz lewicowego, jakby marksistowskiej proweniencji, «wywrotowego» podważania każdorazowego społecznego status quo. Postmodernistyczna «wywrotowość» nie posiłkuje się co prawda ani marksistowskim pojęciem klasy społecznej, ani nie traktuje warunków ekonomicznych jako wobec zachowań społecznych i wobec kultury najistotniejszych zmiennych wyjaśniających, ani też nie przepowiada komunizmu jako końca historii. Jednakże przechowuje marksistowską wiarę w zbieżność materialistycznej i ateistycznej wizji bytu z rozkwitem nieograniczonej kreatywności, postępującej dezalienacji instytucji i mechanizmów życia zbiorowego oraz pełnej demistyfikacji represyjnych form społecznej świadomości”[6].
Przy takim podejściu górę bierze „lewicowa krytyka” nad „prawicową afirmacją”, promowana jest „permanentna kontestacja” tego, co było i co jest, materializm idzie w sojuszu z ateizmem, a rewolucja trwa nadal.
Zbigniew Pańpuch Platon i Arystoteles wobec rewolucji
Piotr S. Mazur Rewolucja w kulturze
Jacek Bartyzel Kontrrewolucja i Prawda
Adam Wielomski Kontrrewolucja we Francji
ks. Paweł Tarasiewicz Naród wobec rewolucji
Ryszard Polak Rewolucje a cywilizacje
ks. Jacek Grzybowski Kultura – doskonalenie duszy czy konsumpcja znaków?
Spełniać DOBRO
Dariusz Zalewski Oświata po rewolucji – i co dalej?
Andrzej Solak Szkarłatna zjawa rewolucji
Dariusz Magier W poszukiwaniu źródeł komunistycznej biurokracji
Krzysztof Urbanek Nicolás Gómez Dávila – myśliciel świadomie niekonserwatywny
Anna Białowąs New Age – w stronę utopii. Rewolucyjna przemiana paradygmatów
Paweł Bała Szkolnictwo w myśli Marcina Lutra
Teresa Mazur „Żaden król polski nie stał na szafocie…”
SZTUKA jest trudna
Piotr Libicki Licheń – kontrrewolucja czy trwanie?
WIARA poszukująca zrozumienia
ks. Marek Dziewiecki Ewangelizacja w ponowoczesności
Sławomir Olejniczak Dechrystianizacja współczesnego świata
Rafał Maliszewski Rola religii w procesie edukacji. Ku przyszłości
SKARBIEC myśli polskiej
Feliks Koneczny Rewolucyjność
Cywilizacyjne ROZMAITOŚCI
Piotr R. Mazur Dylematy kontrrewolucjonisty
Zofia Wendler Kościół, cmentarz – to kawałek ojczyzny
Powrót do Źródła („Christianitas” 2007/33)
Encyklika Pascendi – młot na modernistów („Pro Fide, Rege et Lege” 2007/2)
O rzeczy naprawdę niezwykłej: o Rzeczy pospolitej („Pressje” 2007/10-11)
Z życia INSTYTUTU EDUKACJI NARODOWEJ
Anna Zalewska Jak kształtować charakter młodzieży?
ISSN 1643-3637, Fundacja Servire Veritati, Instytut Edukacji Narodowej, Lublin 2007, ss. 224, format: 166x240 , oprawa miękka