Newsletter

Zapisz się na nasz newsletter, aby otrzymywać informacje o nowościach i aktualnych promocjach.

Obniżka! Zmartwychwstanie Zobacz większe

Zmartwychwstanie

 W 1900 roku, czujne oko Stanisława Wyspiańskiego, dostrzegło w weselisku przyjaciela, poety Lucjana Rydla, żeniącego się z chłopką, przekrój społeczny ówczesnego społeczeństwa.
    Pod maską hucznego rozbawienia ujrzało kondycję psychiczną porozbiorowego narodu. Podobnie jak po „Solidarności", która posłużyła jako mięso armatnie dla zdobycia władzy przez cynicznych graczy politycznych gotowych do rozszarpania Polski jak postawu czerwonego sukna (Michnik swój wywiad w Paris Mach zatytułowany „rozwaliliśmy system" zilustrował obrazem rozrywanego na strzępy białego orła). Porozbiorowe społeczeństwo zmęczone i znękane po wielkich zrywach powstańczych, ale i po represjach, przydeptane butem rozbiorcy, zagłuszało swą prawdziwą rozpacz sprawami miałkimi i drugorzędnymi. Wyspiański skumulował ten stan w końcowym tańcu chocholim. Ten obraz ówczesnego społeczeństwa, wyjątkowo blisko koresponduje z naszą rzeczywistością. I wtedy i teraz pojawiał się serwilizm, małoduszność, egoizm. To jakby tarcza psychiczna przed poczuciem niewoli. Tamto społeczeństwo jednak różniło się jednym od naszego anno domini 2005: zachowało sny o wolności. W podświadomości oczekiwało tylko znaku do zerwania się do niepodległego czynu.
    I Wyspiański w swym arcydramacie daje ten znak, zsyła o północy duchy polskiej tradycji. I przekazują żyjącym róg złoty, na którego dźwięk, naród stanie do czynu. Ale kiedy wici pędzą zwoływać ludzi i wzywać ich do walki, pijany drużba gubi ten róg złoty. I na zebrany tłum znowu spada sen niemocy i zamiast pójść do czynu, społeczeństwo rozpoczyna swój chocholi taniec. Chocholi, bo przez cały czas przygrywa im do tańca stwór słomiany( symbolizujący słomiany zapał), zwany chochołem. Jego skrzypki mają moc obezwładniającą. Jego ostatnia, przenikliwa nuta, wyrzut do narodu, brzmi: „miałeś chamie złoty róg"...
    W setną rocznicę od krakowskiej premiery, Lusia Ogińska, młoda utalentowana poetka, posyła do chaty bronowickiej, w której odbywało się wesele Rydla, weselników ze współczesnej elity. Mamy znowu mezalians, bo żeni się córka ustosunkowanego „Prezesa" z synem starych, połatanych inteligentów. Są tam: bankier, polityk, poseł, modelka, dziennikarz, jednym słowem świat współczesnego blichtru. Chatę wynajęto dla szpanu, a trochę dla kpiny z tradycji. Przygrywa im do tańca dziwny skrzypek. W trakcie rozwoju akcji, zaczynamy się orientować, że to diabeł-spadkobierca chochoła z Wyspiańskiego. Na weselu, na którym Pan Młody demaskuje romans swej świeżo poślubionej małżonki, dzieje się nasze normalne dziś. Bohaterowie sztuki odsłaniają miałkość wyznawanych wartości, korupcję, uzależnienie od pieniądza, pychę i odczłowieczenie bogatych. Sztuka jest pisana językiem prozy. Do czasu aż przywołane przez starą ciotkę-poetkę, która czuje niezwykłość miejsca, bo to przecież te same ściany i malowidła co za Wyspiańskiego, pojawiają się zjawy rodem z naszej tradycji narodowej. Wtedy sztuka przechodzi w wiersz najwyższej próby. Zjawy przybywają na osąd naszej współczesności. Są to: zgwałcona ciężarna dziewczyna-topielica o czerwonych od krwi rękach, która jest Widmem Przyszłości. Ukazuje się i przeraża Polityka, który ją buduje. Ukazuje się Żołnierz, który wstał z mogiły, w towarzystwie Ojca Kolbego i małych powstańców warszawskich, bo już nie ma komu Polski bronić. "Będę bronił Polski przed wrogami i przed wami". „Wyście wszystko zatracili: wiary siły, życia siły"...
    Ukazuje się Piłsudski: " Polska dla was dojna krowa aż do wyschnięcia wymienia" „Zmartwychwstanie lud z głupoty? Z nienawiści do Ojczyzny? " Wreszcie zjawia się Chrystus jako żebrak. Oportunistyczny ksiądz go nie poznaje. Chociaż sumienie go dręczy: „ Tylko skąd ja jego znam? Twarz znajoma, chuda, blada, czyżby u mnie się spowiadał? ..I te rany..."A z zewnątrz dochodzą coraz bardziej niepokojące wieści o zbuntowanym tłumie. „Policja woła pomocy". Przemalowany z „komucha" prawicowiec proponuje posłowi przemalowanie się na manifestującego. Ale ciągle przygrywają skrzypce diabła. I kiedy ksiądz budzi się z alkoholowego oszołomienia i woła, przerażony własnym uczynkiem, że" Bóg tu był", a on Go nie rozpoznał, weselnicy już tańczą somnambuliczny taniec z dwoma rozczapierzonymi palcami: wspomnieniem solidarnościowego zrywu. Diabeł mówi :" ci, co idą - także śpią. Oni mym graniem uśpieni". „Wyście mogli Polskę mieć, ale trzeba było chcieć! „ Te słowa usprawiedliwiają tytuł sztuki „Zmartwychwstanie", które było tak blisko! Wystarczyłoby uwierzyć historii, tradycji, sumieniu i Bogu. I przegnać diabła.
    To jedyna współczesna sztuka, która dotyka sedna: prawdziwej kondycji naszego społeczeństwa. Ale ma ona moc katarktyczną. Przez niesłychanie wysoką nutę poezji, nie jest jeszcze jednym taplaniem się w błocie, w którym tonie nasza współczesna „sztuka". To krzyk! O prawdę, siłę i wielkość. Jej podniosły ton niesie nadzieję. Gdy przeczytałem fragment tej sztuki na publicznej manifestacji, były kapelan gen. Kleberga,, powiedział: „Bóg chyba jeszcze Polski nie opuścił, skora rodzą się tacy poeci". Ale nasza sytuacja od czasów Wyspiańskiego różni się jeszcze jednym: gdy autor przeczytał „Wesele" ówczesnemu dyrektorowi Teatru Słowackiego, Kraków już po miesiącu przeżył wstrząs jakim była premiera .Dziś nie ma stacjonarnych teatrów posiadających odwagę autorki.

Lusia Ogińska, Zmartwychwstanie, ISBN 83-88822-28-4, Polwen, Radom 2002, format: 140 x 200, ss. 138, oprawa miękka

Wysyłka w przeciągu 1-5 dni roboczych

Więcej szczegółów

Ostatnie egzemplarze!

14,00 zł brutto

-3,00 zł

17,00 zł brutto

Dodaj do listy życzeń

Więcej informacji

 W 1900 roku, czujne oko Stanisława Wyspiańskiego, dostrzegło w weselisku przyjaciela, poety Lucjana Rydla, żeniącego się z chłopką, przekrój społeczny ówczesnego społeczeństwa.
    Pod maską hucznego rozbawienia ujrzało kondycję psychiczną porozbiorowego narodu. Podobnie jak po „Solidarności", która posłużyła jako mięso armatnie dla zdobycia władzy przez cynicznych graczy politycznych gotowych do rozszarpania Polski jak postawu czerwonego sukna (Michnik swój wywiad w Paris Mach zatytułowany „rozwaliliśmy system" zilustrował obrazem rozrywanego na strzępy białego orła). Porozbiorowe społeczeństwo zmęczone i znękane po wielkich zrywach powstańczych, ale i po represjach, przydeptane butem rozbiorcy, zagłuszało swą prawdziwą rozpacz sprawami miałkimi i drugorzędnymi. Wyspiański skumulował ten stan w końcowym tańcu chocholim. Ten obraz ówczesnego społeczeństwa, wyjątkowo blisko koresponduje z naszą rzeczywistością. I wtedy i teraz pojawiał się serwilizm, małoduszność, egoizm. To jakby tarcza psychiczna przed poczuciem niewoli. Tamto społeczeństwo jednak różniło się jednym od naszego anno domini 2005: zachowało sny o wolności. W podświadomości oczekiwało tylko znaku do zerwania się do niepodległego czynu.
    I Wyspiański w swym arcydramacie daje ten znak, zsyła o północy duchy polskiej tradycji. I przekazują żyjącym róg złoty, na którego dźwięk, naród stanie do czynu. Ale kiedy wici pędzą zwoływać ludzi i wzywać ich do walki, pijany drużba gubi ten róg złoty. I na zebrany tłum znowu spada sen niemocy i zamiast pójść do czynu, społeczeństwo rozpoczyna swój chocholi taniec. Chocholi, bo przez cały czas przygrywa im do tańca stwór słomiany( symbolizujący słomiany zapał), zwany chochołem. Jego skrzypki mają moc obezwładniającą. Jego ostatnia, przenikliwa nuta, wyrzut do narodu, brzmi: „miałeś chamie złoty róg"...
    W setną rocznicę od krakowskiej premiery, Lusia Ogińska, młoda utalentowana poetka, posyła do chaty bronowickiej, w której odbywało się wesele Rydla, weselników ze współczesnej elity. Mamy znowu mezalians, bo żeni się córka ustosunkowanego „Prezesa" z synem starych, połatanych inteligentów. Są tam: bankier, polityk, poseł, modelka, dziennikarz, jednym słowem świat współczesnego blichtru. Chatę wynajęto dla szpanu, a trochę dla kpiny z tradycji. Przygrywa im do tańca dziwny skrzypek. W trakcie rozwoju akcji, zaczynamy się orientować, że to diabeł-spadkobierca chochoła z Wyspiańskiego. Na weselu, na którym Pan Młody demaskuje romans swej świeżo poślubionej małżonki, dzieje się nasze normalne dziś. Bohaterowie sztuki odsłaniają miałkość wyznawanych wartości, korupcję, uzależnienie od pieniądza, pychę i odczłowieczenie bogatych. Sztuka jest pisana językiem prozy. Do czasu aż przywołane przez starą ciotkę-poetkę, która czuje niezwykłość miejsca, bo to przecież te same ściany i malowidła co za Wyspiańskiego, pojawiają się zjawy rodem z naszej tradycji narodowej. Wtedy sztuka przechodzi w wiersz najwyższej próby. Zjawy przybywają na osąd naszej współczesności. Są to: zgwałcona ciężarna dziewczyna-topielica o czerwonych od krwi rękach, która jest Widmem Przyszłości. Ukazuje się i przeraża Polityka, który ją buduje. Ukazuje się Żołnierz, który wstał z mogiły, w towarzystwie Ojca Kolbego i małych powstańców warszawskich, bo już nie ma komu Polski bronić. "Będę bronił Polski przed wrogami i przed wami". „Wyście wszystko zatracili: wiary siły, życia siły"...
    Ukazuje się Piłsudski: " Polska dla was dojna krowa aż do wyschnięcia wymienia" „Zmartwychwstanie lud z głupoty? Z nienawiści do Ojczyzny? " Wreszcie zjawia się Chrystus jako żebrak. Oportunistyczny ksiądz go nie poznaje. Chociaż sumienie go dręczy: „ Tylko skąd ja jego znam? Twarz znajoma, chuda, blada, czyżby u mnie się spowiadał? ..I te rany..."A z zewnątrz dochodzą coraz bardziej niepokojące wieści o zbuntowanym tłumie. „Policja woła pomocy". Przemalowany z „komucha" prawicowiec proponuje posłowi przemalowanie się na manifestującego. Ale ciągle przygrywają skrzypce diabła. I kiedy ksiądz budzi się z alkoholowego oszołomienia i woła, przerażony własnym uczynkiem, że" Bóg tu był", a on Go nie rozpoznał, weselnicy już tańczą somnambuliczny taniec z dwoma rozczapierzonymi palcami: wspomnieniem solidarnościowego zrywu. Diabeł mówi :" ci, co idą - także śpią. Oni mym graniem uśpieni". „Wyście mogli Polskę mieć, ale trzeba było chcieć! „ Te słowa usprawiedliwiają tytuł sztuki „Zmartwychwstanie", które było tak blisko! Wystarczyłoby uwierzyć historii, tradycji, sumieniu i Bogu. I przegnać diabła.
    To jedyna współczesna sztuka, która dotyka sedna: prawdziwej kondycji naszego społeczeństwa. Ale ma ona moc katarktyczną. Przez niesłychanie wysoką nutę poezji, nie jest jeszcze jednym taplaniem się w błocie, w którym tonie nasza współczesna „sztuka". To krzyk! O prawdę, siłę i wielkość. Jej podniosły ton niesie nadzieję. Gdy przeczytałem fragment tej sztuki na publicznej manifestacji, były kapelan gen. Kleberga,, powiedział: „Bóg chyba jeszcze Polski nie opuścił, skora rodzą się tacy poeci". Ale nasza sytuacja od czasów Wyspiańskiego różni się jeszcze jednym: gdy autor przeczytał „Wesele" ówczesnemu dyrektorowi Teatru Słowackiego, Kraków już po miesiącu przeżył wstrząs jakim była premiera .Dziś nie ma stacjonarnych teatrów posiadających odwagę autorki.

Lusia Ogińska, Zmartwychwstanie, ISBN 83-88822-28-4, Polwen, Radom 2002, format: 140 x 200, ss. 138, oprawa miękka

Opinie

Na razie nie dodano żadnej recenzji.

Napisz opinię

Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie

 W 1900 roku, czujne oko Stanisława Wyspiańskiego, dostrzegło w weselisku przyjaciela, poety Lucjana Rydla, żeniącego się z chłopką, przekrój społeczny ówczesnego społeczeństwa.
    Pod maską hucznego rozbawienia ujrzało kondycję psychiczną porozbiorowego narodu. Podobnie jak po „Solidarności", która posłużyła jako mięso armatnie dla zdobycia władzy przez cynicznych graczy politycznych gotowych do rozszarpania Polski jak postawu czerwonego sukna (Michnik swój wywiad w Paris Mach zatytułowany „rozwaliliśmy system" zilustrował obrazem rozrywanego na strzępy białego orła). Porozbiorowe społeczeństwo zmęczone i znękane po wielkich zrywach powstańczych, ale i po represjach, przydeptane butem rozbiorcy, zagłuszało swą prawdziwą rozpacz sprawami miałkimi i drugorzędnymi. Wyspiański skumulował ten stan w końcowym tańcu chocholim. Ten obraz ówczesnego społeczeństwa, wyjątkowo blisko koresponduje z naszą rzeczywistością. I wtedy i teraz pojawiał się serwilizm, małoduszność, egoizm. To jakby tarcza psychiczna przed poczuciem niewoli. Tamto społeczeństwo jednak różniło się jednym od naszego anno domini 2005: zachowało sny o wolności. W podświadomości oczekiwało tylko znaku do zerwania się do niepodległego czynu.
    I Wyspiański w swym arcydramacie daje ten znak, zsyła o północy duchy polskiej tradycji. I przekazują żyjącym róg złoty, na którego dźwięk, naród stanie do czynu. Ale kiedy wici pędzą zwoływać ludzi i wzywać ich do walki, pijany drużba gubi ten róg złoty. I na zebrany tłum znowu spada sen niemocy i zamiast pójść do czynu, społeczeństwo rozpoczyna swój chocholi taniec. Chocholi, bo przez cały czas przygrywa im do tańca stwór słomiany( symbolizujący słomiany zapał), zwany chochołem. Jego skrzypki mają moc obezwładniającą. Jego ostatnia, przenikliwa nuta, wyrzut do narodu, brzmi: „miałeś chamie złoty róg"...
    W setną rocznicę od krakowskiej premiery, Lusia Ogińska, młoda utalentowana poetka, posyła do chaty bronowickiej, w której odbywało się wesele Rydla, weselników ze współczesnej elity. Mamy znowu mezalians, bo żeni się córka ustosunkowanego „Prezesa" z synem starych, połatanych inteligentów. Są tam: bankier, polityk, poseł, modelka, dziennikarz, jednym słowem świat współczesnego blichtru. Chatę wynajęto dla szpanu, a trochę dla kpiny z tradycji. Przygrywa im do tańca dziwny skrzypek. W trakcie rozwoju akcji, zaczynamy się orientować, że to diabeł-spadkobierca chochoła z Wyspiańskiego. Na weselu, na którym Pan Młody demaskuje romans swej świeżo poślubionej małżonki, dzieje się nasze normalne dziś. Bohaterowie sztuki odsłaniają miałkość wyznawanych wartości, korupcję, uzależnienie od pieniądza, pychę i odczłowieczenie bogatych. Sztuka jest pisana językiem prozy. Do czasu aż przywołane przez starą ciotkę-poetkę, która czuje niezwykłość miejsca, bo to przecież te same ściany i malowidła co za Wyspiańskiego, pojawiają się zjawy rodem z naszej tradycji narodowej. Wtedy sztuka przechodzi w wiersz najwyższej próby. Zjawy przybywają na osąd naszej współczesności. Są to: zgwałcona ciężarna dziewczyna-topielica o czerwonych od krwi rękach, która jest Widmem Przyszłości. Ukazuje się i przeraża Polityka, który ją buduje. Ukazuje się Żołnierz, który wstał z mogiły, w towarzystwie Ojca Kolbego i małych powstańców warszawskich, bo już nie ma komu Polski bronić. "Będę bronił Polski przed wrogami i przed wami". „Wyście wszystko zatracili: wiary siły, życia siły"...
    Ukazuje się Piłsudski: " Polska dla was dojna krowa aż do wyschnięcia wymienia" „Zmartwychwstanie lud z głupoty? Z nienawiści do Ojczyzny? " Wreszcie zjawia się Chrystus jako żebrak. Oportunistyczny ksiądz go nie poznaje. Chociaż sumienie go dręczy: „ Tylko skąd ja jego znam? Twarz znajoma, chuda, blada, czyżby u mnie się spowiadał? ..I te rany..."A z zewnątrz dochodzą coraz bardziej niepokojące wieści o zbuntowanym tłumie. „Policja woła pomocy". Przemalowany z „komucha" prawicowiec proponuje posłowi przemalowanie się na manifestującego. Ale ciągle przygrywają skrzypce diabła. I kiedy ksiądz budzi się z alkoholowego oszołomienia i woła, przerażony własnym uczynkiem, że" Bóg tu był", a on Go nie rozpoznał, weselnicy już tańczą somnambuliczny taniec z dwoma rozczapierzonymi palcami: wspomnieniem solidarnościowego zrywu. Diabeł mówi :" ci, co idą - także śpią. Oni mym graniem uśpieni". „Wyście mogli Polskę mieć, ale trzeba było chcieć! „ Te słowa usprawiedliwiają tytuł sztuki „Zmartwychwstanie", które było tak blisko! Wystarczyłoby uwierzyć historii, tradycji, sumieniu i Bogu. I przegnać diabła.
    To jedyna współczesna sztuka, która dotyka sedna: prawdziwej kondycji naszego społeczeństwa. Ale ma ona moc katarktyczną. Przez niesłychanie wysoką nutę poezji, nie jest jeszcze jednym taplaniem się w błocie, w którym tonie nasza współczesna „sztuka". To krzyk! O prawdę, siłę i wielkość. Jej podniosły ton niesie nadzieję. Gdy przeczytałem fragment tej sztuki na publicznej manifestacji, były kapelan gen. Kleberga,, powiedział: „Bóg chyba jeszcze Polski nie opuścił, skora rodzą się tacy poeci". Ale nasza sytuacja od czasów Wyspiańskiego różni się jeszcze jednym: gdy autor przeczytał „Wesele" ówczesnemu dyrektorowi Teatru Słowackiego, Kraków już po miesiącu przeżył wstrząs jakim była premiera .Dziś nie ma stacjonarnych teatrów posiadających odwagę autorki.

Lusia Ogińska, Zmartwychwstanie, ISBN 83-88822-28-4, Polwen, Radom 2002, format: 140 x 200, ss. 138, oprawa miękka

Copyright © 2024 Fundacja Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej. Wykonanie: Nazwa.pl